Ładowanie...

Gigantyczny, wkurzony potwór jako metafora… Niewyrażonych emocji


„Incredible Hulk” to tytuł komiksu, w którym zadebiutowała jedna z najbardziej rozpoznawalnych (i największych, przynajmniej w znaczeniu dosłownym) postaci firmy Marvel. W przeciwieństwie do niemal wszystkich pozostałych kreacji tej produkcji, Incredible Hulk nie jest uosobieniem najlepszych cech Stanów Zjednoczonych. Jest za to personifikacją czegoś dokładnie odwrotnego. Podczas gdy na przykład Iron Man albo Kapitan Ameryka mile łechcą ego obywateli USA, wywołując w nich wrażenie siły i jedności narodowej, Incredible Hulk daje im, delikatnie mówiąc, prztyczka w nos, ponieważ sam w sobie nie posiada ani jednej cechy, którą można by uznać za pozytywną. Wręcz przeciwnie, stanowi gigantyczny, zielony pojemnik wyładowany bezmyślną agresją, którą kieruje… Właściwie nią nie kieruje, raczej wyraża, nie bardzo dbając o to, co (i kto) padnie jego ofiarą. Jest to metafora najbardziej, zdaniem twórców, niebezpiecznych cech łączących naród amerykański.

Zaczyna się z pozoru tak, jak często w podobnych przypadkach: mamy młodego, inteligentnego mężczyznę, wypadek i promieniowanie. Robert Bruce Banner jest nieco ograniczonym emocjonalnie i społecznie, ale bardzo dobrze rokującym fizykiem, który przypadkowo zostaje napromieniowany podczas pracy nad falami gamma. Początkowo Banner sądzi, że skutki tego zdarzenia go ominęły, ale dość szybko okazuje się, że nie jest wcale tak kolorowo, bo za każdym razem, kiedy się zdenerwuje albo wystraszy, zmienia się w Hulka – wściekłego, zielonego wielkoluda, którego jedyną siłą napędową jest niszczenie wszystkiego wokół. Incredible Hulk nie daje się kontrolować absolutnie przez nic i nikogo, włączając w to samego Bannera. Zwykle superbohaterowie raczej współpracują z policją i armią, a nie są przez nie ścigani. Swoją drogą, okazuje się, że próba pogoni za Hulkiem to nie jest najbezpieczniejszy pomysł świata, bo ten oczywiście bez większych przeszkód masakruje wszystko wokół, niewiele robiąc sobie ze stróżów prawa.

Co ciekawe, kolosalny zielony potwór mógłby nigdy nie powstać, nawet biorąc pod uwagę wypadek z udziałem napromieniowania, gdyby nie traumatyczne dzieciństwo Roberta. Dzięki postaci pisarza, Petera Davida, twórcy zdołali wyjaśnić powody, dla których Incredible Hulk jest taki, a nie inny. Jako chłopiec Banner doświadczał przemocy domowej, która sprawiła, że stał się kaleką emocjonalnym. Niszczycielski gigant, opanowujący go w chwilach słabości i odbierający mu wszelką kontrolę nad własnymi poczynaniami, to nic innego, jak multum niewyrażonych emocji, które finalnie stworzyły domagające się ujścia napięcie.

Incredible Hulk, podobnie jak Iron Man, stanowi część sekcji o nazwie Avengers. Co ciekawe, na pewnym etapie znajomości z nim, Iron Man przygotowuje specjalną zbroję opartą na swojej serii „Mark”, która ma pomóc Bannerowi kontrolować swoje destrukcyjne alter ego.

Mimo faktu, że Incredible Hulk jest w zasadzie czarnym charakterem – jako taki nie posiada ani jednej cechy, którą ogólnie uznaje się za pozytywną, a przy tym cechuje się całkowitym brakiem refleksji nad własnymi poczynaniami – szybko zdobył uznanie fanów Marvela.

Czy można winić samego Bannera za efekty poczynań zielonego giganta? Fakt faktem, emocje uosabiane przez Hulka to w gruncie rzeczy jego własne uczucia. Niemniej jednak w prywatnym życiu Robert znakomicie się kontroluje i ogólnie odbiera się go jako postać pozytywną. Poza tym, mutacja jest wynikiem wyboru, którego podjął w dobrej wierze, próbując ratować młodego Ricka Jones’a przed efektami szkodliwego promieniowania.

W efekcie opowieści o walce Bannera z własnym sobą są wbrew pozorom jednymi z najbardziej skłaniających do refleksji, jakie zostały wydane przez firmę Marvel.

Dodaj komentarz